KONKURS „Projekt Łazienki”: O projektowaniu miejsc publicznych rozmawiam z Katarzyną Woźnicką

Architekturę skończyłaś w 2006. Promotorką twojej pracy była prof. Ewa Kuryłowicz. Czego się od niej nauczyłaś?

Dużo wyniosłam ze stypendium, które odbywałam we Francji. Tam pierwszy raz w życiu zapytano mnie, nie w jaki sposób chcę coś zbudować, ale dlaczego chcę to zbudować i dlaczego chcę to zbudować w ten, a nie inny sposób. To myślenie otworzyło mi głowę i sprawiło prawdopodobnie, że prof. Kuryłowicz zgodziła się być moją promotorką. Ona patrzy globalnie na proces kreowania przestrzeni — kontekst historyczny, kontekst ludzki, krajobraz. Moje rozmowy z prof. Kuryłowicz bywały często abstrakcyjne — architektura jest sztuką dla ludzi, ale jednak wciąż sztuką. Ma oddziaływać na użytkowników, implikować do pewnych zachowań, ma mieć funkcję sprawczą. Budynek nie powinien być obiektem, wobec którego jesteśmy obojętni. Musi zostać najpierw zobaczony, więc musi być czytelny. Kiedy pytasz, czego nauczyłam się od prof. Ewy Kuryłowicz, przychodzi mi do głowy, że ludzkiego projektowania.

Pytam o to nie bez powodu. Kiedy rozmawiałyśmy po raz pierwszy, wspomniałaś, że to właśnie prof. Kuryłowicz wsadzała was na wózki inwalidzkie i dawała do ręki kule.

Prof. Kuryłowicz uczy projektowania dla wszystkich — osób, które mają zdrowe nogi, oczy i uszy, ale również bierze pod uwagę dzieci, ludzi starszych, dorosłych i tych z niepełnosprawnościami. Kiedy próbujemy projektować wg. zasad projektowania uniwersalnego, musimy myśleć inaczej. Projektując budynek, który ma być przyjazny np. dla osób niedowidzących, dajesz im silny sygnał kolorystyczny, że zmienia się przestrzeń, posadzka, wysokość. Przy osobach niedosłyszących to będą inne narzędzia. Na wydziale mieliśmy ćwiczenia, które sprawiały, że musieliśmy zrewidować nasz sposób postrzegania. Dostaliśmy wózki i np. musieliśmy zaprowadzić siedzących na nich kolegów do auli. Wtedy na wydziale nie było wind. Były szerokie schody, po których można było szybko i wygodnie zbiec no, ale jeśli byłeś studentem na wózku to była bariera nie do pokonania. Dla studentów to właśnie Ewa Kuryłowicz była prekursorką architektury znoszenia barier. Zdrowa osoba nie myśli o tym, że 15 cm krawężnik dla osoby poruszającej się na wózku to przeszkoda nie do pokonania. Na nas to zadziałało. Dziś na szczęście projektowanie uniwersalne przestrzeni publicznych staje się już standardem.

Czy w tej sprawie architektura męska i kobieca się różnią?

Myślę, że umysł nie ma płci. Sądzę, że to jest wciąż temat kulturowy. Kobiety zostały dopuszczone do nauk, takich jak matematyka czy architektura znacznie później niż mężczyźni. Nie wydaje mi się jednak, by to był koniec męskiej architektury. Są męskie grupy architektoniczne, dla których aspekty społeczne są bardzo ważne. Np. Urban Think-Tank | Interdysciplinary Design Studio – projektanci, którzy zauważyli, że w slumsach Ameryki Południowej, a dokładniej w mieście Medellin w Columbii, trzeba pokonać niezliczoną ilość schodów, by dostać się np. z domu do pracy. Wymyślili więc kolejkę, która pomaga mieszkańcom położonych na wzgórzu najbiedniejszych dzielnic swobodniej się przemieszczać. Oszczędzając ich czas, oferuje dostęp do innych części miasta, w których znajdują się centra sportowe czy kulturalne. Kluczem jest dostrzeżenie problemu, niedoboru, potrzeby i umiejętność zaspokojenia jej. Kulturowo przypisujemy taką empatię kobietom, ale ja się z tym nie zgadzam. Nie widzę różnicy.

Czy wraz ze skupieniem się na potrzebach ludzi i na ludzkim obliczu architektury starchitekci i ich monumentalne budowle staną się passe?

Każde miasto pragnie mieć u siebie projekt wielkiego architekta, ale nie ze względu na samo nazwisko, a na jakość jego twórczości. Obiekty muzealne Daniela Liebeskinda są mocnymi elementami w przestrzeni, są rozpoznawalne, oddziałują na przechodnia swoją monumentalnością. Wewnątrz zaś w czytelny sposób prowadzi nas muzealna opowieść. Monumentalne budowle to wypadkowa wielu czynników: kulturowych, historycznych, ważny jest też kontekst miejsca. To rodzaj kodowania w przestrzeni. Tu nie chodzi o ładną fasadę czy wielką bryłę, tylko o czytelność przestrzenną oraz budowanie pewnych zachowań wokół budynku.

Myślę też, że tego typu obiekty przynoszą dumę, coś, z czym można się utożsamiać. Mam przykład z mojego rodzinnego miasta. W Szczecinie długo nie było żadnych nowoczesnych, wyróżniających się budynków.

Aż wam postawili filharmonię.

Tak. Najpierw mieszkańcy byli wobec niej nieufni. Z powodu charakterystycznej, białej fasady, nazywali złośliwie budynek filharmonii TESCO. Z czasem jednak się przyzwyczaili, a kiedy budynek filharmonii został nagrodzony i zaczął być zauważalny na świecie, stali się z niego naprawdę dumni. Dziś filharmonia jest symbolem Szczecina. Pojawia się na gadżetach reklamujących miasto, lokalni muzycy kręcą tam teledyski, a mieszkańcy są z niej dumni i zaczęli się z nią identyfikować.

Macie jakiś historyczny symbol miasta?

Pamiętaj, że Szczecin jest miastem poniemieckim. Wiele pięknych budynków jest postawionych za Niemca, ale ciężko się z nimi identyfikować. Ciężko być dumnym z czegoś, co jest zastane.

Ludzie często boją się współczesnych interpretacji obiektów. Jesteśmy przyzwyczajeni do proporcji architektury mieszkaniowej. Budując budynek publiczny, architekt ma więcej swobody. Filharmonia jest monolityczna, ale nawiązuje do formy szczecińskich kamienic. Myślę, że dla ludzi ważne jest nie to czy budynek jest piękny, ale co wnosi w życie lokalnej społeczności. Gdyby filharmonia była niedostępna, zamknięta na zewnątrz, ogrodzona, odbiór byłby całkiem inny. Zdaje się, że ten obiekt jest przy ulicy, jest dostępny. Z pewnością pełni funkcje towarzyszące, chcesz tam pójść, on cię zaprasza. To jest wielka wartość!

Widzę to w konkursie na toaletę publiczną, który organizujemy jako KOŁO. Konkurs dotyczy toalety, ale ona nie ma być tylko miejskim szaletem. Ma spełniać kilka funkcji i to takich, które realnie odpowiedzą na potrzeby mieszkańców.

Podglądam konkurs i widzę, że KOŁO kształtuje w ten sposób obiekty toalet już od kilku lat. Kiedy toaleta stoi przy rzece, to tam zazwyczaj jest albo punkt widokowy, albo kawiarenka, a w centrum miasta np. punkt informacji. To może być stacja naprawy rowerów, jeśli blisko jest szlak turystyczny. Te funkcje sprawiają, że nie będzie gigantycznej kolejki do samej toalety. Ktoś pije kawę, ktoś w punkcie widokowym studiuje mapę, sprawdza gdzie jeszcze można pójść i co zobaczyć. KOŁO z tego, co się orientuję, ma to wpisane w warunki konkursu.

Kiedy ostatnio byłaś w dobrze zaprojektowanym budynku użyteczności publicznej?

Takim miejscem mógłby być warszawski Teatr Nowy.

 

http://konkurskolo.mda.pl/public/blog/teatr-nowy-dziedziniec-ktory-pelni-funkcje-przestrzeni-publicznej/

Co ci się tam podobało?

Wchodzisz do otwartej przestrzeni i od razu widzisz, co ta przestrzeń oferuje. Częścią holu jest restauracja i księgarnia, ale nigdzie nie musisz wejść do osobnego pomieszczenia, nie trzeba cię dodatkowo zachęcać. Sale teatralne są zamknięte, ale przychodzi ktoś, kto zaprasza na spektakl — to nobilitacja. Moim zdaniem to bardzo udana adaptacja starej zajezdni autobusowej. Szukam w myślach czegoś, co nie jest adaptacją, a udanym budynkiem użyteczności publicznej zbudowanym od zera.

To może być lotnisko, dworzec?

Warto powiedzieć, że skuteczna informacja i komunikacja dają duży komfort w przestrzeni publicznej. Zwłaszcza w obiektach wielkogabarytowych.

A przestrzeń publiczna, która najbardziej cię zirytowała, zezłościła lub sfrustrowała?

Chyba nie mam takich emocji związanych z obiektami. Jeśli potrafię się dostać z punktu A do punktu B, przestrzeń jest logiczna, to nie budzi we mnie złych emocji.

Pierwsze kilka razy, kiedy z ciężką walizką biegałam w podziemiach pomiędzy Mariotem a dworcem, próbując odnaleźć dworzec centralny, WKD i dworzec śródmieście, byłam spocona, zestresowana i wściekła.

 Ja zwracam uwagę na detale. Przestrzeń wokół mnie w obrębie ok. 5 m. I z miejsca, o którym mówisz, pamiętam sytuację, gdy szukałam bankomatu. Na podłodze wszędzie są oznaczenia dla niewidomych. Te linie, które prowadzą kreskami i kropkami. Szkoda, że ta, która miała prowadzić do bankomatu, prowadziła wprost na ścianę, a bankomat stał 2 m obok. Jaka to pomoc dla osoby, która nie widzi?

Mam podobne obserwacje z Łodzi. Stoi tam piękny, nowoczesny dworzec. Niestety oznaczenia prowadzą donikąd, urywają się przed wejściem do pomieszczenia. Jestem na to bardzo wyczulona, odkąd poznałam Filipa Zagończyka (historię Filipa opisałam TU). Nie mówię już nawet o rozmieszczeniu bankomatów, braku gniazdek elektrycznych i innych niedogodnościach.

http://konkurskolo.mda.pl/public/blog/dobre-miasto-perspektywa-filipa-zagonczyka-niewidomego-dziennikarza-z-niepelnosprawnoscia-ruchowa/

Kiedy biegniesz z walizką i trójką dzieci, spiesząc się na pociąg, takie małe detale przesądzają często o tym czy przestrzeń jest dobrze zaprojektowana, czy nie.

 Przyjrzyjmy się teraz, jak to wygląda w komercyjnych przestrzeniach. Zakładam, że takie obiekty jak galerie handlowe mają specjalistów od UX design (user experience design). Czy obiekty użyteczności publicznej są planowane równie skutecznie?

To kwestia budżetu. Czy w zespole są ludzie, którzy zajmują się projektem od strony UX? Nie sądzę, by to było powszechne w projektowaniu, by były na to środki publiczne. Dlatego nie każda inwestycja poparta jest tak dużą ilością badań, jak to ma miejsce w przypadku przestrzeni komercyjnych. W galeriach handlowych z tej analizy bierze się czysty zysk. W projektowaniu innych budynków UX design pozostaje w gestii projektanta, zależy od wszechstronności zespołu oraz przeprowadzonych konsultacji społecznych, które też nie zawsze są częścią procesu projektowego.

Architektura miała być dla ludzi. Jak odpowiadać na problemy, których nie znamy…

Byłoby dobrze, gdybyśmy mogli projektować bardziej interdyscyplinarnie. Bardzo fajnie jak w zespole jest psycholog, socjolog, który zbada teren. Nie każdy zespół zauważy te same problemy, mamy różne preferencje. Ja patrzę na to, co blisko. Dobrze byłoby mieć w zespole kogoś, kto patrzy na to, co daleko, zwróci uwagę na osie widokowe. Im bardziej różnorodny zespół, tym lepszy może być budynek.

Mieliśmy takie tradycje w powojennej architekturze i urbanistyce. Wtedy myślało się o potrzebach ludzi, również w detalach. Myślę np. o projektowaniu Oskara i Zofii Hansen. Przyczółek Grochowski, który nie cieszy się dziś dobrą sławą był pomyślany w takich szczegółach. Galerie prowadzą do mieszkań, są wózki, możesz zawieźć sobie zakupy bezpośrednio do domu. Tam było bardzo dużo tego UX designu (nawet jeśli wtedy tak się to nie nazywało).

Innym przykładem jest Rakowiec. Budynki są daleko od siebie, więc sąsiad nie zagląda ci w okno. Jest jezioro, park, służba zdrowia, szkoły, przedszkola. Porównaj to z Nowym Wilanowem. Powierzchnia użytkowo mieszkalna jest przeliczalna na pieniądze. Komfort użytkowania bezpośrednio się na nie przekłada. Nie ma szkoły, przedszkola, teatru czy zaprojektowanych i urządzonych terenów zielonych. Później się dosadzi, zbuduje. Tylko że ludzie mieszkają od razu po kupnie. Problem jest już, potrzeba już jest. Teraz jednak te kwestie są dużo bardziej skomercjalizowane. Robi się wszystko na co pozwala prawo nawet, jeśli efekt nie jest korzystny dla użytkownika. To nie jest humanitarne.

Cały czas kręcimy się wokół tematu zadania, które stoi przed dobrą architekturą. Jak może wyglądać problem architektoniczny w przypadku toalety publicznej? W tym roku konkurs dotyczy Łazienek Królewskich w Warszawie.

W konkursach fajne jest to, że jury pełni trochę rolę zespołu i definiuje problem. Zadaje pytania: Co jest potrzebne, żeby ożywić tę przestrzeń? Na jakie pytanie musi odpowiedzieć architekt, projektując przestrzeń, z której ludzie będą korzystać? A ty jako architekt możesz dodać do tego swój punkt widzenia, swoje doświadczenie, swoje preferencje.

Co trzeba zrobić, żeby ludzie chcieli skorzystać z toalety publicznej?

Zagadnieniem może być czytelność — właśnie tu stoi toaleta. Widzę ją z daleka. Idę. Druga sprawa czy ten budynek jest atrakcyjny? To może być kwestia formy, przejrzystości. Toaleta publiczna ma sprawiać takie wrażenie, że ja się nie będę bała wejść do niej z dzieckiem. Trzecia sprawa — czy ten budynek sprosta tym obietnicom, które składa fasada? Jeśli wygląda jak lody z posypką, ale moje doświadczenie z korzystania będzie sprzeczne z tą obietnicą, to nie jest dobrze zaprojektowany budynek.

Co będzie najważniejsze w projektowaniu przyszłości? Jakie widzisz wyzwania?

EKOLOGIA! Widzimy już, że zbyt ulegliśmy betonozie. Zazieleniamy miasta, skuwamy beton. Budynki, które stawiamy są obliczone mniej więcej na 50 lat. Warto, żeby były budowane w sposób świadomy – bez dużych strat energii, bezsensownego zużycia wody. Budynki przyszłości będą musiały być mądre. Błyszczeć nie tylko blaskiem marmurowych kafli, ale dawać poczucie, że jak się z nich korzysta, nie niszczy się świata wokół. Nasza świadomość się zmienia nie tylko w stosunku do architektury. Chcemy, żeby ubrania miały naturalne składy, a kosmetyki nie były testowane na zwierzętach. Sprawdzamy te rzeczy. Jeszcze 5 lat temu tego nie robiliśmy, ja również. Kiedyś przy projektowaniu nie widziałam nic złego w używaniu produktów, np. z Włoch.

Dziś myślę – jakość materiału świetna, ale dlaczego sprowadzać z daleka? Czym mogę to zastąpić? Co występuje lokalnie? Architektura jest dziedziną, w której występuje efekt skali. Czy użyję styropianu, czy betonu konopnego? Niektóre z tych zmian zabiorą nam jeszcze trochę czasu, ale bez ekologii nie będzie przyszłości. Musimy się oduczyć myślenia o zysku wyłącznie przez pryzmat pieniędzy.