Wraz ze wzbogacaniem się społeczeństwa rośnie potrzeba, by kupić własne mieszkanie, a najlepiej dom. Gdzie? No przecież nie w centrum, gdzie smog i brudno i mało zieleni. Najchętniej trochę za miastem, ale na tyle blisko, żebyśmy mogli wsiąść w auto i dojechać do centrum do pracy. W ten sposób wokół miasta budują się kolejne osiedla sypialnie, coraz dalej i dalej od centrum.
Problem rozpoczął się tak naprawdę wraz z naszą możliwością przemieszczania się. Pierwszą fazę rozlewania się miast datuje się na drugą połowę XIX wieku. Transport szynowy umożliwiał zamieszkanie poza miastem, ale blisko stacji kolejowej, co umożliwiało przemieszczanie się do miasta.
Polskim przykładem mogą być miasta satelity ciągnące się od Warszawy w kierunku Grodziska Mazowieckiego. Ich ideą była jednak pewna samodzielność, czego często brakuje w obecnych „rozlewiskach”.
Problem powiększył się, kiedy samochód zaczął zastępować komunikację publiczną i stał się powszechnym dobrem. Teraz każdy może pozwolić sobie na dojazd z przedmieść do pracy w centrum miasta. Ta autonomia sprawia jednak, że zabudowa jeszcze bardziej się rozlewa, a infrastruktura za nią nie nadąża. Tym samym mieszkający na przedmieściach mieszkańcy stoją w korkach, zmagają się z hałasem i zanieczyszczeniem, ale są pozbawieni atrakcji typowych dla centrum miasta.
Pojęcie rozlewania się miast powstało jednak w USA i tam możemy zobaczyć jego prawdziwe oblicze. Przykładami mogą być miasta Jacksonville lub San Diego. Przejechanie z jednego końca miasta na drugi może oznaczać 200 km trasę.
POMYSŁY NA ZAPOBIEGANIE ROZLEWANIU SIĘ MIASTA STOSOWANE NA ŚWIECIE:
Więcej o rozlewaniu się miast możesz przeczytać TU.
Sprawdź inne terminy z naszego miejskiego słownika: