Mokotów to nowy Neapol! – mówią mieszkańcy najludniejszej warszawskiej dzielnicy. Temperatury tego lata faktycznie przypominały raczej południe Europy, ale nie to było powodem nowego mokotowskiego przydomka. Były nim śmieci.
Temat przepełnionych śmietników może wydawać się prozaiczny i śmieszny, dopóki naprawdę nie uświadomimy sobie skali problemu i następstw złej polityki dotyczącej gospodarowania odpadami.
Prześledźmy problem, który trapi Neapol. Według prognoz skażenie terenu i powietrza za 50 lat osiągnie maksymalną szkodliwość, która przyrównywana jest do katastrofy ekologicznej i epidemii dżumy z XVII wieku.
Czy śmieci powodują coś więcej niż nieznośny smród, roje robactwa i stada szczurów? Niestety tak. Już teraz w okolicach wysypisk śmieci, śmiertelność powodowana nowotworami złośliwymi wzrosła o 40%. To nie dane „amerykańskich naukowców”, ale Komisji Parlamentarnej, która od 2009 roku bada sprawę nielegalnej gospodarki odpadami.
POWODY PROBLEMÓW ZE ŚMIECIAMI:
NIEKTÓRE ZE SKUTKÓW:
Włosi starają się zmienić prawo, tak by wykroczenia związane z odpadami były uznane za przestępstwa karne. Obecnie są karane administracyjnie, nazywane wykroczeniami i podlegają niewielkiej grzywnie pieniężnej.
Czy w Polsce też mamy problem ze śmieciami?
Czy tak daleko nam do problemów Neapolu? Niekoniecznie. Mokotów zasłynął ze złej organizacji wywozu odpadków. Środki na wywóz śmieci przez prywatną firmę Lekaro skończyły się już w kwietniu. Miasto rozpisało nowy przetarg, tyle że nikt się do niego nie zgłosił. Miasto nie było w stanie dojść do porozumienia z Lekaro, wobec czego podpisało umowę z MPO, które krótko mówiąc, z sytuacją totalnie sobie nie radzi. Część mokotowskich śmietników to duże kontenery postawione bezpośrednio na chodnikach przed kamienicami. Kiedy są przepełnione, śmieci wylatują z nich i zanieczyszczają chodniki oraz ulice. Resztki jedzenia zachęcają do ucztowania ptaki i gryzonie, foliowe reklamówki fruwają po ulicach, a śmieci okropnie śmierdzą. Innym problemem są śmieci dużych gabarytów. Moknące na deszczu kanapy, zdekompletowane szafki i półki, popsute zabawki, to wszystko leży na ulicach Mokotowa, a mieszkańcy skarżą się na smród i szczury.
Należy pamiętać też, że w Polsce od początku 2018 wybuchło ponad 30 pożarów śmieci na wysypiskach. Płonęły opony, plastik, chemikalia. Według przepisów w Polsce recyclingowi powinna być poddana połowa wszystkich odpadów, jednak nikomu się to nie opłaca. Gminy nie potrafią kontrolować tego, co dzieje się ze śmieciami, więc ich monitorowanie problemu kończy się na podpisaniu umowy z daną firmą, która robi ze śmieciami, co chce. Kolejnym problemem jest to, że przyjmujemy śmieci od innych. Trafiają do nas głównie z Niemiec, które nie są dłużej w stanie wysyłać swoich odpadków do Chin w związku z nową chińską proekologiczną polityką. Śmieci, których jest w Polsce zbyt dużo, zamiast być utylizowane, ulegają „samozapłonowi”, emitując niewyobrażalne ilości szkodliwych substancji.
Jeśli chcemy uciec od śmieciowego kataklizmu, prawdopodobnie powinniśmy zgodzić się na droższy wywóz śmieci. Podniesienie cen usługi i nowe przepisy pomogłyby zajmować się tematem w sposób odpowiedzialny. Oczywiście dodatkowe koszta spadną na mieszkańców, ale jeśli nie chcemy oddychać zatrutym powietrzem, chcemy chodzić czystymi chodnikami i jeść produkty wyhodowane na czystych terenach, a nie hałdach poprzemysłowych śmieci, wydaje się, że nie mamy innego wyjścia.