ROBIĘ SOBIE REMONT POŻYCZAJĄC SPRZĘT OD SĄSIADA, CZYLI MIEJSKI, BEZGOTÓWKOWY SHARING I SĄSIEDZKIE WSPÓLNOTY.

Sharing to gorące pojęcie i stale rosnący miejski trend. Możemy już sharować hulajnogi, rowery, samochody i mieszkania. Dzielenie i współdzielenie staje się popularne, ale wciąż jeszcze w wymiarze komercyjnym – Veturilo, Uber, Lime sprawiają, że możesz „pożyczyć” środek transportu lub się dosiąść, ale pomówmy dziś przez chwilę o współdzieleniu sąsiedzkim, bezgotówkowym.

Można dzielić się obowiązkami w kooperatywie spożywczej, można razem uprawiać miejski ogródek, ale coraz częściej będziemy też sobie pożyczać sprzęty. Dlaczego? Bo to tańsze i bo coraz ciężej przechowywać samemu wszystkie przedmioty, których używamy sporadycznie. Wraz z rozlewaniem się miast i stale powiększającą się liczbą mieszkańców aglomeracji, następuje era dogęszczania — mniejszej przestrzeni, mniejszych mieszkań, więc być może i siłą rzeczy minimalizmu w ogóle. Jeśli podobnie, jak ja, nie mieszkacie na przedmieściach we własnym domu, ale w centrum dużego miasta, w mieszkaniu z ograniczonym metrażem, pewnie równie niechętnie gromadzicie duże i rzadko używane przedmioty. A gdyby tak można je było pożyczyć od sąsiada? O sąsiedzkim sharingu, remontowaniu własnej przestrzeni i życiu we wspólnocie rozmawiam dziś z Asią Kubiakowską, współautorką ilstrowanego poradnika dla kobiet ROBIĘ SOBIE REMONT.


Widziałam w pobliskim teatrze plakat waszej inicjatywy. Co zainspirowało was do powołania Robię sobie remont?

Pierwszym impulsem były nasze osobiste doświadczenia, a więc fakt, że w dorosłym wieku, postawione w obliczu wykonania technicznych napraw i podstawowych remontów czułyśmy się pozbawione wszelkich umiejętności i doświadczenia. Siłą rzeczy zaczęłyśmy się zastanawiać, co się wydarzyło przez te 30 lat, że właśnie nic się nie wydarzyło. Zaczęłyśmy reflektować, w jakich momentach i w jaki sposób człowiek nabywa niezwykle przecież potrzebne w życiu umiejętności techniczne i remontowe i dlaczego nas to jakimś dziwnym trafem ominęło. Po drugie – postanowiłyśmy wziąć sprawy w swoje ręce i samodzielnie stworzyć poradnik, po który w momentach bezradności i niewiedzy chciałyśmy wówczas sięgnąć.

Co powstało w ramach projektu?

W ramach naszego projektu powstał bogato zilustrowany poradnik oraz towarzyszące mu gadżety z grafikami zaprojektowanymi przez ilustratorkę książki, Asię Bordową: lniana torba, zabawne skarpetki, plakaty oraz naklejki na drzwi lub skrzynkę pocztową, ułatwiające dzielenie się narzędziami remontowymi z sąsiadkami i sąsiadami.

Czy idea sąsiedzkiego sharingu jest wam bliska? Jak to działa w Polsce, a jak w Berlinie, w którym również mieszkasz?

Jak najbardziej tak. Nasze naklejki mają promować ideę dzielenia się zasobami, przedmiotami, narzędziami. Wydaje mi się, że idea dzielenia się jest bardziej związana z konkretnym środowiskiem, kręgiem ludzi, a mniej z miastem. Zarówno w Polsce, jak i w Niemczech są i osoby, które, mimo posiadania masy przedmiotów i pieniędzy, nie są w stanie wyobrazić sobie pożyczenia narzędzi sąsiadowi, a także takie, które albo ze swojego usposobienia i/ lub wysokiej świadomości ekologicznej i konsumenckiej mają w sobie ogromną otwartość na dzielenie się. Akt pożyczenia komuś przedmiotu, który sobie cenimy, jest bardzo znaczący. Wyraża zaufanie i myślenie w kategoriach wspólnoty i solidarności, nie indywidualizmu, władzy, posiadania, czy konkurencji. Ważne natomiast, aby nikt tu się nie czuł pod presją, że tu jakieś wywłaszczenie, czy kolektywizacja jest proponowana. Zaufania nie da się wypracować z dnia na dzień, także otwieranie się na inne modele bycia wobec innych ludzi to długi proces. Posiadam przedmioty, czy narzędzia, których nikomu nie pożyczę, bo po prostu są one dla mnie zbyt cenne i jest we mnie lęk, że nie odzyskam ich w tak idealnym stanie, w jakim przekażę je innej osobie. I to jest też OK.

Opowiedz mi więcej o naklejkach, które wyprodukowałyście.

Wyprodukowałyśmy szablon naklejek przedstawiających różnorodne narzędzia i przedmioty. Ich zestaw powstał na podstawie nieformalnych ankiet w mediach społecznościowych, gdzie zapytałyśmy osoby, co najczęściej chcieli lub chcą pożyczyć od kogoś po sąsiedzku. Są to przedmioty, których nie potrzebujemy na co dzień, ale które w kluczowym momencie niezwykle ułatwiają nam życie (na przykład wysoka drabina, przyczepa do roweru, albo elektronarzędzia. Ale pojawiły się też wśród naklejek na przykład kule ortopedyczne). Ikonki przedmiotów, którymi gotowe jesteśmy się podzielić, naklejamy na naszych drzwiach lub skrzynce pocztowej. Na szablonie można znaleźć też naklejkę, która – naklejona obok ikonek przedmiotów – tłumaczy ich zastosowanie (widnieje na niej napis: „To wszystko możesz ode mnie pożyczyć”). Prócz wspierania idei dzielenia się naklejki mogą pomóc przełamać lody i poznać osoby po sąsiedzku.

Chociaż poradnik dotyczy domowego DIY, ja chciałabym jeszcze zapytać o wspólne działania z sąsiadami. Swojego czasu mieszkałaś w sporej wspólnocie w Berlinie. Jak się żyje w takim miejscu?

To bardzo zależy od projektu. Ja mieszkałam w domu, w którym byliśmy mieszanką 40 przypadkowych ludzi. Każdy z innego zakątka świata, rozrzut wiekowy 1-70, w innej sytuacji życiowej i z innym backgroundem społecznym. Jak można się więc domyślać, stworzenie w takiej grupie sprawnie działającej wspólnoty nie jest łatwe. Ma jednak inne plusy, dla których zdecydowałam się tam zamieszkać – wchodzimy w bliskie interakcje z osobami, z którymi w innej sytuacji nigdy byśmy się nie zetknęli. A tu nie tylko się z nimi stykamy, ale też musimy się z nimi całkiem konkretnie dogadać. Takie doświadczenia strasznie dużo uczą, choć są też pochłaniającym czas i energię wyzwaniem. W takim tyglu powstają zaskakujące alianse i przyjaźnie. Mój dom był trochę jak z surrealistycznego filmu, a najwyraźniej tego surrealizmu wtedy w moim życiu szukałam.

Znam natomiast dużo świetnie działających wspólnotowych domów. Ludzie dobierają się w nich dużo ostrożniej. Jest już trochę mniej punkrockowo i kolorowo. Za to panuje tam duże zrozumienie, wzajemny szacunek, istnieje wspólna wizja i wspólne cele. Ludzie idą wspólną drogą, razem się rozwijają. Towarzyszą sobie i wspierają w trudnych chwilach. Taka rodzina z wyboru. W tego typu wspólnotach – pod warunkiem oczywiście, że lubi się życie wspólnotowe, może być naprawdę wspaniale.

Jakie miejskie praktyki warto zaszczepić na polski grunt, żeby zadbać, jeśli nie o miasto, to chociaż o własne podwórko, dzielnicę, pobliski skwerek?

Myślę, że w Polsce mamy bardzo bogatą tradycję pomocy wzajemnej i sąsiedzkiej! Sama pamiętam to poczucie wspólnotowości i solidarności z lat 80-ch, na które przypadło moje dzieciństwo na warszawskim Ursynowie. Wszyscy sąsiedzi z bloku się znali. „Pani Ela”, czyli nasza sąsiadka z naprzeciwka – opiekowała się mną i moją siostrą, jak rodzice siedzieli do późnego wieczora w pracy. Kombinowanie produktów spożywczych i organizacja wystawania w kolejkach była projektem kolektywnym. Naprawianie i remontowanie było rzecz jasna w duchu DIY (Do It Yourself – zrób to sam/a). W naszym mieszkaniu naprawa cieknącej rury, czy awaria kaloryferów zawsze oznaczała najpierw sąsiedzką naradę, co i jak najlepiej zrobić i kto, jakie narzędzia może w tym celu udostępnić. Także tu nie chodzi o importowanie praktyk, a odzyskiwanie tych, które stłamsił kapitalizm. Bo oczywiście idea redukowania konsumpcji i dzielenia się przedmiotami nie idzie po linii kapitalizmu, dla którego najlepiej, żeby każde gospodarstwo domowe było wyizolowaną i samowystarczalną jednostką, która sama musi wszystko kupić i za to zapłacić. Idealny sposób na napędzanie konsumpcji i sprzedaży, prawda?

Gdzie można kupić wasz poradnik?

Znajdziecie nas tutaj:

Instagram: @robiesobieremont

Poradnik kupicie tutaj: http://www.feminoteka.pl/ksiegarnia/

A naklejki tutaj: http://www.feminoteka.pl/ksiegarnia/product.php?id_product=1240

Są to ostatnie egzemplarze z pierwszego, premierowego nakładu. Prace nad drugim trwają.